Rozmowa z Piotrem Biankowskim z Rumi i Aleksandrą Kabelis z Gdyni, pływakami ekstremalnymi, którzy ostatnio pokonali trasę z byłego więzienia Alcatraz do San Francisco.
Zdobył Pan ostatnio tytuł Triple Crown of open water swimming przyznawany za pływanie na wodach otwartych. Potrójna korona to duże wyróżnienie, czy zaczynając swoją przygodę z pływaniem ekstremalnym mierzył pan tak wysoko?
Piotr: Potrójna Korona to trzy historycznie najważniejsze do pokonania dla pływaka długodystansowego odcinki, w skład której wchodzą kanał La Manche o długości 34 km, który przepłynąłem w 2021 roku z czasem 15 godz. 19 min. Rok później wyścig dookoła Manhattanu 49,5 km w 8 godz. 2 min. oraz w tym roku Kanał Catalina 34 km w 12 godz. 8 min. Po przepłynięciu kilku polskich odcinków chciałem się sprawdzić na dużych akwenach, a decyzja o zmierzeniu się z nimi na arenie międzynarodowej kiełkowała we mnie od jakiegoś czasu. Na samym początku jako swój cel postawiłem sobie pokonanie kanału La Manche, o którym słyszałem od bardziej doświadczonych pływaków. Tym wyzwaniem rzuciłem się dosłownie na głęboką wodę. Po kanale La Manche w planie na 2022 rok był start w sztafecie międzynarodowej przez Bajkał, ale ze względu na sytuację panującą na świecie to pływanie zostało odwołane. Bajkał zamieniłem w lipcu 2022 r. na jezioro Loch Ness, a z okazji 20-lecia istnienia Fundacji Ronalda McDonalda w Polsce wyścig 20-mostów wokół wyspy Manhattan idealnie wpasował się w plan na kolejną przeprawę. Trzecim elementem do Potrójnej Korony była Catalina, dlatego wiadomym było, że to właśnie ten odcinek będzie kolejnym, z którym się zmierzę.
W jaki sposób porównali byście trudności między wyzwaniem przepłynięcia Kanału Catalina a trasą Alcatraz?
Piotr: To są całkiem inne dwa pływania. Catalina to bardzo długie pływanie, trzeba tam dużego przygotowania i umiejętnego rozłożenia sił. Start jest w nocy a przeprawa zajmuje kilkanaście godzin. Alcatraz to mocniejsze pływanie ze względu na prądy, ale jego odcinek to kilkanaście razy krótszy dystans niż Kanał Catalina. Dzięki mocnemu płynięciu z więzienia udało nam się przeciąć prądy i skrócić odcinek, aby bezpiecznie wylądować na drugim brzegu.
Aleksandra: Alcatraz ze względu na prądy wymagało od nas bardzo mocnego rozpoczęcia już na samym początku, ale nie da się go porównać do Kanału Catalina. Do ucieczki ze słynnego więzienia podeszliśmy na luzie, z uśmiechem, to była też taka forma zwiedzenia samego San Francisco i jego okolic. To była wisienka na torcie naszego wyjazdu do USA, możliwość poznania organizatorów z ramienia kolejnej międzynarodowej Federacji i szansa na nowe znajomości oraz wymienienie spostrzeżeń. Fajna przygoda, sprawdziliśmy z czym mierzyli się słynni uciekinierzy sprzed kilkudziesięciu lat.
Jak długo trwają wasze przygotowania do takich wyzwań i co one dokładnie obejmują?
Piotr: Najważniejsze są treningi na basenie, do tego dochodzą zajęcia ogólnorozwojowe na lądzie oraz pływanie na wodach otwartych. Bardzo ważny jest też czas na regenerację. Przygotowania do Cataliny rozpoczęliśmy mniej więcej w listopadzie ubiegłego roku.
Aleksandra: Obydwoje pracujemy zawodowo więc wszystko trzeba ułożyć tak, aby pogodzić to z obowiązkami. W tygodniu wstajemy o 4:30 rano, aby pierwszy trening na basenie zaliczyć jeszcze przed pracą. Popołudnia to zazwyczaj zajęcia na siłowni, cardio albo rower. Soboty są najbardziej intensywne treningowo a niedziela to dzień na wskoczenie do zatoki. A potem przychodzi poniedziałek i zaczynamy od nowa.
Czy macie swoje ulubione miejsce do pływania na otwartych wodach? Jeśli tak, to dlaczego właśnie to miejsce jest dla was takie wyjątkowe?
Piotr: Korzystamy z uroków naszej Zatoki, a nasze treningi odbywają się najczęściej na trasie Gdynia Orłowo – Gdynia Redłowo. Ze względu na zmieniające się często warunki pogodowe jest to fajne miejsce do treningów.
Aleksandra: Nasze miejsce na treningi to właśnie Małe Molo na Bulwarze Nadmorskim. To tutaj odbywają się nasze treningi w sezonie letni i zimą. Dobrze znamy już odległości pomiędzy konkretnymi odcinkami i czujemy się tam bezpiecznie.
Czy jest jakaś konkretna historia z waszych wyzwań, która szczególnie mocno wpłynęła na wasze podejście do pływania?
Piotr: Po każdej przeprawie myślę już o kolejnej i szukam nowych wyzwań. Każde pływanie ma swoją historię, dlatego to nie jedna przeprawa wpływa na moje decyzje. Fajną rzeczą jest to, że dzięki pływaniu zwiedzamy nowe miejsca i poznajemy historie z nimi związane. Nowy odcinek to nowy akwen, nowe miejsce, nowa logistyka z nią związana.
Aleksandra: Ja zanim sama wskoczyłam do wody jako pływaczka długodystansowa odpowiadałam za support na łodzi Piotra podczas przeprawy przez jezioro Loch Ness i wokół wyspy Manhattan. Obserwowałam z czym musi zmierzyć się pływak. Z wodą miałam styczność od lat młodzieńczych, zawodowo trenując pływanie w płetwach i ratownictwo sportowe, dlatego decyzja o zejściu z łodzi do wody, aby spróbować swoich sił na długich dystansach pojawiła się dość naturalnie.
Czy pokonywanie tych trudnych wyzwań nie budzi w was obaw? Jak sobie z nimi radzicie?
Piotr: Przeprawy to są bardzo ekstremalne rzeczy i trzeba być tego świadomym. Wchodzimy w kontakt z naturą, pływamy w nocy i w dzień. Ja zazwyczaj szukam adrenaliny i chcę poznawać i mierzyć się z siłami natury. Trzeba też pamiętać, że nawet dzięki dobremu przygotowaniu siły natury mogą o sobie dać znać i to one finalnie będą mieć wpływ na wynik końcowy. Do pływania zazwyczaj podchodzę zadaniowo, wskakuję i robię swoje.
Aleksandra: Ja, jak to kobieta jestem bardziej emocjonalna (śmiech). Podczas ostatniej przeprawy przez Kanał Catalina, którą rozpoczęłam 8h i 40 minutami płynięcia w totalnych ciemnościach wiele razy musiałam starać się odwracać myśli od świadomości, że poza mną w wodzie są różne stworzenia morskie. Najważniejszy jest spokój i pełna koncentracja, ale nie ma chyba konkretnej ścieżki zachowania. Trzeba ułożyć to sobie w głowie… Już po starcie dowiedziałam się, że w trakcie mojego wskakiwania do wody kamery łodzi namierzyły rekina pływającego zaraz obok. I jak tu ze spokojem wejść i robić swoje? (śmiech)
Jakie macie przyszłe plany związane z pływaniem na otwartych akwenach?
Piotr: Planów jest dużo, na pewno teraz przed nami regeneracja i skupienie się nad organizacją zawodów zimowego pływania – Gdynia Winter Swimming Cup. Mamy w planie też nowe lokalizacje. Co pewne to, to, że przed nami Cieśnina Gibraltarska. Czekamy na potwierdzenie daty startu. Zaledwie kilkanaście dni temu byliśmy nad jeziorem Tahoe w górach Sierra Nevada w Kalifornii, które ze względu na swoje położenie na wysokości prawie 2000 m npm wymaga aklimatyzacji i będzie sporym wyzwaniem. Mam w głowie duży projekt, który od kilku lat kiełkuje i jezioro Tahoe może być ostatnią próbą przed nim ale jeszcze za wcześnie na zdradzanie szczegółów.
Aleksandra: Zgadza się. Przed nami sezon zimowy, czas na powrót do treningów i na pewno Cieśnina Gibraltarska. Nic nie jest jeszcze postanowione, ale w środku czuję, że mam niedokończony biznes w Pacyfiku – może być tak, że za rok znów zobaczycie nas w Kalifornii…
Jaka była najtrudniejsza chwila podczas waszych wyzwań na otwartych akwenach i jak sobie z nią poradziliście? Czy macie w planach podjęcie się jakiegoś wyzwania na jeszcze większą skalę? Jeśli tak, to jakiego?
Piotr: Każde pływanie jest inne i tych chwil w trakcie przygotowań i samych płynięć jest dużo. To nie tak, że kupujemy bilet, lecimy, płyniemy i wychodzimy. W wodzie jesteśmy całkowicie sami, nie otrzymujemy żadnej pomocy. Płyniemy i tyle. Wszystko trzeba sobie poukładać w wodzie, bo daleko do brzegu, mięśnie dają o sobie znać, jest zimno, mokro.
Aleksandra: U mnie największym wyzwaniem był zdecydowanie start w środku nocy. Po Catalinie na początku powiedziałam sobie, że to chyba nie dla mnie, że było za ciężko, że bolało, że było strasznie.. A chwilę później analizowaliśmy start i padły pomysły na 2024 r. Myślę, że jest to spowodowane satysfakcją z pokonanych trudności i wyzwań i takie są właśnie uroki pływania ekstremalnego. Jak tylko oficjalnie zapadnie decyzja od razu się z nią podzielimy. Warto dodać, że wszystkie nasze przeprawy pływackie dedykowane są Fundacji Ronalda McDonalda i mają na celu nagłośnienie jej programów oraz wsparcie jej funkcjonowania w Polsce. W tym roku naszej przeprawie przyświecała charytatywna zbiórka na zebranie środków na przyjazd Mobilnego Ambulansu Fundacji do naszego województwa. Badania zostaną przeprowadzone w ramach programu „Nie nowotworom u dzieci”, prowadzonego przez Fundację Ronalda McDonalda od 18 lat. Mobilny Ambulans Fundacji co roku przemierza tysiące kilometrów, odwiedzając miejscowości w całej Polsce (zbiórka jeszcze trwa na www.zrzutka.pl/catalina).
Zdjęcia: Aleksandra Kabelis