Przyjęło się dotąd twierdzić, że początek II wojnie światowej dało natarcie niemieckie na Westerplatte, a co za tym idzie pierwsze salwy oddane przez pancernik „Schleswig-Holstein”. Oczywiście, jest to pewien symbol i w dużym stopniu wyznacza on początek II wojny światowej. O godz. 04:50 major Henryk Sucharski meldował z Westerplatte o rozpoczęciu ostrzeliwaniu placówki. Co ciekawe, podał on godzinę 04:45, tymczasem w dzienniku pokładowym pancernika czytamy, iż strzały padły o 04:47. Być może wynikało to z braku synchronizacji zegarków obu stron, czego trudno było wymagać od Sucharskiego i oficerów pokładowych „Schleswig-Holstein”. Załoga pancernika spóźniła się zatem o dwie minuty względem planu agresji na Polskę – Niemcy mieli bowiem zaatakować o godz. 04:45.
I w wielu miejscach faktycznie tak było, choć nie wszędzie czekano do 04.45. W niektórych przygranicznych miejscowościach walki wybuchły prawdopodobnie tuż po 04:00, choć brak jest jednoznacznie brzmiących relacji. Należy jednak odnotować, iż w Wieluniu wcześniejszy atak udokumentowano bardzo dobrze. W tym przygranicznym mieście niemieckie działania w ramach kampanii wrześniowej wyprzedzały harmonogram ataku o kilka minut. Tuż po 04:00… 29 niemieckich bombowców nurkujących typu „Stukas” wystartowało do lotu, którego celem miał być Wieluń. Miasto znajdowało się w odległości niewiele ponad 20 km od granicy polsko-niemieckiej i maszyny Luftwaffe prawdopodobnie zbyt szybko osiągnęły ten rejon. Pierwsze bomby spadły na Wieluń już o godz. 04:40, a być może jeszcze wcześniej, co potwierdzają nie tylko dzienniki niemieckiej jednostki powietrznej, ale i naoczni świadkowie nalotu. Zginęło wówczas ok. 1200 osób ludności cywilnej…
Niewielu jednak wie, że nieco wcześniej, bo o godz. 04:34 nastąpił nalot na Tczew, który był bardzo ważnym miastem pod względem strategicznym. Tczew leżał na granicy z Wolnym Miastem Gdańskiem. Nieco dalej, w kierunku wsch., kilkanaście kilometrów dalej, po stronie Prus Wschodnich, czyli w Niemczech, leżał Malbork. Niemcom bardzo zależało na tym, żeby przechwycić w stanie nienaruszonym most na Wiśle znajdujący się w Tczewie.
O godz. 4.26 niemieckie samoloty wystartowały z lotniska pod Elblągiem i dla zmylenia czujności żołnierzy polskich, nadleciały od strony południowej. Miasto było bombardowane w kilku miejscach. Zniszczono dworzec kolejowy, koszary, wieżę ciśnień i fabrykę Arkona. To były główne punkty, które zostały zaatakowane. Jednak Niemcom zależało przede wszystkim na tym, żeby zniszczone zostały kable biegnące w pobliżu mostu. Został on bowiem zaminowany latem 1939 roku przez pluton saperów, który przybył do Tczewa z Torunia. Niemcom nawet się ta akcja udała, ale Polscy saperzy szybko naprawili przerwane kable i po pewnym czasie dowódca 2. Batalionu Strzelców, który stacjonował w Tczewie, wydał rozkaz wysadzenia mostu.
Most ten do czasu II wojny światowej, czyli do 1939 roku, był perłą architektoniczną. Posiadał piękne bramy wjazdowe w stylu neogotyckim i 10 neogotyckich wieżyczek. Niestety, został wysadzony w powietrze i zniszczony, zarówno od strony wschodniej, jak i zachodniej. Po 1939 został prowizorycznie odbudowany przez Niemców, jednakże w 1945 r. zniszczono go po raz drugi. Polacy przystąpili do odbudowy mostu po wojnie. Oddano go do użytku praktycznie z końcem lat 50-tych XX w., ale co pewien czas wymagał poważniejszych napraw i nakładów finansowych.
Drugą przeprowadzoną akcją była ta lądowa, która wiązała się z wjazdem na most niemieckiego pociągu z żołnierzami. Jechał z Malborka przez Szymankowo, Wolne Miasto Gdańsk i miał wjechać na most w Tczewie. Polacy zabarykadowali jednak bramy wjazdowe, które kiedyś znajdowały się na moście, a pociąg musiał zatrzymać się przed mostem, od strony Lisewa. Na przyczółku wschodnim znajdował się już jeden z plutonów 2. Batalionu Strzelców, dowodzony przez podporucznika Walentego Faterkowskiego i nie pozwolił na to, żeby żołnierze niemieccy przejęli most.
Ale oto jeszcze wcześniej doszło do walk w Jeziorkach k. Chojnic. Niemieccy dywersanci zaatakowali polską placówkę Straży Granicznej już po 01:00 w nocy ! Do końca na posterunku trwał kapral Piotr Konieczka, który najpierw został ranny w walce, a następnie zatłuczony kolbami karabinów przez wdzierających się do budynku Niemców. Kapral może być zatem uznany za pierwszą ofiarę II wojny światowej, ale kwestia ta powinna być drugorzędna wobec aktu bohaterstwa, który stał się jego udziałem.
Reasumując, niesłusznie zatem twierdzi się, iż to Westerplatte przyjęło pierwszy cios. Pamiętajmy jednak, że historia tego miejsca jest niezwykła. Samotna walka garstki polskich żołnierzy przez siedem dni, odpieranie ataków kilkunastokrotnie liczniejszego przeciwnika i wreszcie honorowa kapitulacja wobec braku możliwości dalszej walki – wszystko to stanowi ponadczasowy symbol oporu, który na trwałe zapisał się w polskiej historii.